Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/g4.swidnica.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra8/ftp/g4.swidnica.pl/paka.php on line 5
- Zgoda, niczego nie wyczuwasz, pojedziemy dalej. - włożyłam nogę w strzemię, lecz wskoczyć na konia nie zdążyłam. Smółka nagle pisnęła, tak samo jak przy napadzie łożniaków, i stanęła dęba, młócąc w powietrzu nogami z pazurami. Utkwiwszy w strzemieniu, spadłam na plecy i ze świstem wyleciałam z buta, który razem z kobyłą pogalopował z powrotem w stronę rzeki.

- Zgoda, niczego nie wyczuwasz, pojedziemy dalej. - włożyłam nogę w strzemię, lecz wskoczyć na konia nie zdążyłam. Smółka nagle pisnęła, tak samo jak przy napadzie łożniaków, i stanęła dęba, młócąc w powietrzu nogami z pazurami. Utkwiwszy w strzemieniu, spadłam na plecy i ze świstem wyleciałam z buta, który razem z kobyłą pogalopował z powrotem w stronę rzeki.

  • Matylda

- Zgoda, niczego nie wyczuwasz, pojedziemy dalej. - włożyłam nogę w strzemię, lecz wskoczyć na konia nie zdążyłam. Smółka nagle pisnęła, tak samo jak przy napadzie łożniaków, i stanęła dęba, młócąc w powietrzu nogami z pazurami. Utkwiwszy w strzemieniu, spadłam na plecy i ze świstem wyleciałam z buta, który razem z kobyłą pogalopował z powrotem w stronę rzeki.

18 January 2021 by Matylda

Pytać, czy wszystko ze mną w porządku nikt nie zaczął - ja jednym szybkim ruchem usiadłam, samo zdziwiwszy się z własnego zdrowia i żywotności. Zresztą, mieliśmy poważniejsze problemy - kogo bić i gdzie uciekać, jeżeli wrogów będzie trochę za dużo. W przydrożnych krzakach cicho trzasnęła gałąź. Jedna, druga, jeszcze bliżej... Rolar i Orsana synchronicznie machnęli mieczami, a ja zebrałam się, gotowa rzucić pulsar w pierwszą niesympatyczną różę lub mordę, lecz tu nagle gałęzie drgnęły, rozsunęły się, i na ścieżkę przed nami wyskoczyła mała ruda sarna. Potrząsnęła długimi uszami, przekrzywiła się na malowniczo sparaliżowaną grupę i rzuciła się precz na złamanie karku. - Doskonale. - mój ton i wyraz twarzy abso¬lutnie nie pasował z sensem wypowiedzi – po prostu wspaniale. A teraz za nią z wyciem ¬skoczą stada wilków i tłum rozbójników, i my umrzemy od zgrozy zanim nas dopadną. - Tam nie ma nikogo. - sprzeciwił się zmieszany Rolar, wkładając miecz do pochwy. - Otóż właśnie, nie. I kobyły mojej też nie ma. Wy coś pojmujecie? - wstałam, podkulając bosą nogę i żywo przypominając sobie kolegę po nieszczęściu, nienawistnego wieśniaka z kamieniami w butach. - A ty? - Mogę tylko przypuścić, że ktoś tu czarował. I bardzo dobrze, ponieważ niczego nie czuję. Zaraza, wszystkie moje rzeczy i zioła zostały w przytroczonych torbach, a bez nich sprawdzić mojego domysłu nie możemy. (“Dobrze, że choć żuczkojada nie wyciągnęłam z kieszeni”,- dodałam w umyśle). - Fantomy, jak w tym zamku, tylko że niewidoczne? - zrozumiała Orsana. -- Lecz po co wampirom straszyć swoje konie? - Nie ma po co. - potwierdziłam. -- Znaczy, że robi to ktoś inny. Różnica mała, ale pewnie robi to ktoś z zemsty za wydalenie. - Człowiek? - Lub rusałki. One potrafią czarować - prawda, po swojemu, bez zaklęć. Jakoś udaje im się zagęszczać wokół siebie magiczną energię i przekształcać ją w siłę myśli. - Wśród elfów i gnomy też są magowie. - przypomniał wampir. - Lecz ich nie truli, jak rusałek, i oni nie zaczną robić drobnych świństw. - Jak ludzie? - Otóż właśnie. - mrugnęłam porozumiewawczo wampirowi z takim zbójniczym błyskiem, jakbym dnia nie mogła przeżyć bez małego sabotażu. -- Rusałkom nic innego nie pozostaje jak wyjść na ląd, a stoczyć otwartej walki z nami nie mogą. Musiałam wdrapać się na Karasika i usiąść za Rolarem. We dwoje w jednym siodle było ciasno i niewygodnie, szerokie plecy wampira zasłaniały mi widok z przodu i częściowo z boków, a chyboczące nogi nie dosięgały strzemion. Próbowałam umieścić je na piętach Rolara tak, że na pewno nie był uszczęśliwiony moim sąsiedztwem. - Jeśli przez zatrutą rzekę rusałki nie mogą zbliżyć się do Arlissa, to jak udaje im się sprowadzać tu fantomy? - Może dlatego ją zatruli? Chociaż ty ma rację, fantomy trzymają się najwyżej kilka dni. No, nie wiem. Najwyżej ktoś regularnie nasyła je z innego brzegu. - Udając rybaka? – skrzywiła się Orsana. -- Schować się tam nie ma gdzie, a trafić w niego strzałą to łatwizna. - Opala się na słoneczku. - przypuścił Rolar, po raz kolejny strząsając moje nogi. – Kilka kroków dalej jest malutka chatka. - Niepotrzebnie uczepiliśmy się jednej wersji. – Niezadowolona powierciłam się w siodle, nieomal nie wypchnąwszy z niego wampira. Usiąść wygodniej się nie dało, ale przynajmniej tyłek sobie rozprostowałam.. - Im dłużej o niej dyskutujemy, tym zdaje się być bardziej prawdopodobna, a przecież to zaledwie przypadkowy domysł. Co, jeżeli sprawa wcale nie w fantomach? Nagle ten... I tu nareszcie pojawili się Strażnicy. U kobiety, która odrzuciła się na oparcie tronu, były chłodne fioletowe oczy, władcze, nieprzyjemne i jednocześnie czarujące. Krótkie włosy, jasne do srebrzystej bieli, były ułożone w lekkim bałaganie. Zmysłowe usta nie skry¬wały pogardliwego uśmiechu, a ostra linia nosa dodawała osobie jeszcze więcej pychy. W roli jedynej ozdoby występowały złote kolczyki w formie trójlistnej koniczyny z długimi trzonka¬mi -łańcuszkami. Piękno Lereeny nie poddawało się krytyce, nawet błahej. Turkusowa sukienka z gładkiego, drogiego i chłodnego z wyglądu jedwabiu szczelnie otaczała idealną figurę. W głębokim, do połowy biodra, rozcięciu, widniała zgrabna nóżka, ledwie dotknięta opalenizną. “I czym Lenowi nie dogodziła?” - powoli pomyślałam. - Strażniczka - człowiek. Ciekawe -- Władczyni zarzuciła jedną nogę na drugą, i rozcięcie otworzyło się na oścież na całej długości. Mężczyzna na moim miejscu zaśliniłby się. Kobieta, zresztą, też - ale jadowicie, od zawiści. Ja patrzyłam na Lereenę doskonale obojętnie, jak na zwykłego partnera, z którym zamierzałam nawiązać nadzwyczaj ważną dla nas obojga transakcję. -- On był pewien, że odezwie się na twój zew. - w zamyśleniu i niezrozumiale kontynuowała Władczyni, szacująco ślizgając się po mnie spojrzeniem. -- Dlaczego, ciekawie? Co takiego ważnego nie mógł powiedzieć komukolwiek innemu? - Na przykład, wam? - nie wytrzymawszy uściśliłam. - Mi? - Wampirzyca skrzywiła się, jakbym złożyła jej złą ofertę. -- Nie. Myślałam, że Nadwornej Zielarce. Zresztą Kella jest już zbyt stara na Strażniczkę. Uczciwie mówiąc, ja nie pojmuję, dlaczego on już dawno nie usunął jej ze stanowiska, i jeszcze pozwala sobą dowodzić. Gdybym była na jego miejscu, Zielarka znałaby swoją rolę. - Tak, nami już nie będziesz dowodzić. - zawarczałam, krzywiąc się na niewzruszonych Strażników, ściskających moje nadgarstki, jak dwa stalowych pręty. Mnie, poniżająco rozpiętą między dwoma wampirami, zaciągnięto do samego miasta. Dobrze, że choć pozwolili naciągnąć ofiarowany przez Orsanę but, inaczej ja bym do krwi zdarła sobie skórę na bosej nodze. Jeszcze dwójka strażników prowadziła pod uzdę ogiery. Rolar i Orsana, jednakowo nasępiwszy się i zachowując dumne milczenie (to było nietrudne, Straże same przerywały każdą próbę rozmowy), trzęśli się w siodłach ze skrępowanymi za plecy rękoma. Wilk biegł obok, nie dając wampirom schwycić się lub chociażby odwiązać linki. Przy domie Narad (w arlijskim wykonaniu on bardziej przypominał kupieckie stragany z białego elfickiego granitu) rozłączyli nas – przyjaciołom nakazali iść dalej, a mnie, po godzinnym oczekiwaniu na ganku, powlekli na “audiencję”. Choć bardzo to dziwne, Lereenię pochlebiał ten niecodzienny komplement. Ona niedbale machnęła ręką, wampiry wypuściły mnie i zgodnie cofnęły się na krok. Jeszcze jeden ruch, i zostałyśmy w domu same. Potarłam poobijane nadgarstki. Ciekawie, może ona czytać moje myśli? Ja na wszelki wypadek postawiłam magiczną obronę od telepatii, lecz nie czułam się bezpieczna. To zaklęcie szybko rozpadało się, wypadało odnawiać je co pięć – dziesięć minut, a to drażniło, odczyniało i mieszało się z innymi zaklęciami. - Siadaj - kiwnęła Władczyni na jeden ze stołków, zwróconych w stronę długiego stołu w centrum sali. Sprzeciwianie się było głupotą. Lereena wstała, z głośnym stukaniem obcasów przeszła się po marmurowej podłodze i siadła naprzeciwko, sczepiwszy ręce pod brodą. Pojedynek spojrzeń przegrałam w pierwszej minucie. Patrzeć jej prosto w oczy było nieznośnie, szczera pogarda mieszała się w nich z litością - tak jak stary wilk patrzy na szczekającego szczeniaka, który przez głupotę zagrodził mu drogę do owczarni. - To jego sprawa i jego prawo. - nareszcie odezwała się Władczyni. -- Ważny rezultat. Sądzę, że pojawiłaś się w Arlissie, by przeprowadzić obrzęd na moim Kręgu? Czemu dogewski ci się nie podoba? “Nie czyta, - pomyślałam ucieszona. –Albo oszukuje, czeka, aż spróbuję ją zaczarować?” - Ja nie zdążyłabym do Dogewy w dwanaście dni. - Który dzisiaj? - Dziesiąty. - Przecież jesteś wiedźmą,- powiedziała ona takim tonem, jakbym zarabiała na życie czyszczeniem jam - czemu nie teleportowałaś się do Dogewy lub nie skróciłaś sobie drogi? - Ja nie mogłam od razu złapać wilka, a teleportacja nie zostawia śladów, po których on mógłby mnie odnaleźć. “I, uczciwie mówiąc, ja do tej pory nie wyćwiczyłam się w teleportacji. Zaniosłoby mnie do Jasnego Gradu, na klomb ze świętymi różami, a potem udowadniaj rozwścieczonym elfom, że chybiłaś”. Lereena w sposób nieokreślony parsknęła. - Jak to się zdarzyło? - Wasza ambasada wpadła w zbójniczą zasadzkę. - My jeszcze trakcie drogi przez las umówiliśmy się nie mówić Władczyni i arlijskim wampirom o łożniakach. Zanim przekonamy się, że ona nie jest jednym z nich. Ona nawet okiem nie mrugnęła, nawet nie zainteresowała się, kto ocalał z jej poddanych. Czy to ja coś niepotrzebnie chlapnęłam, czy to takie drobnostki ją nie wzruszały. - Kto to był? - Trolle - ze względu na prawdopodobieństwo skłamałam. W wampiry ona by nie uwierzyła, a trollich klanów jest na pęczki, zresztą ta rasa słynie z nieokiełznanego usposobienia i lekceważenia do śmierci swojego, cudzego, bez litości rozprawiając się z niepotrzebnymi świadkami. Szukać wśród nich morderców Władcy na próżno, a wojnę ogłaszać głupio, na nich to nie zrobi wrażenia i po prostu nie przyjdą. - Czy naprawdę? -Lereena, widocznie, też przypomniała sobie znane przysłowie: “Śmiały tylko na siebie narzeka, a u tchórza zawsze troll winny”. - Właśnie tak - z kamiennym wyrazem twarzy potwierdziłam, udając, że nie zauważam szczerej ironii w głosie mojej rozmówczyni. Oskarżyć mnie o mord ona nie mogła, inaczej po co by mi, Strażniczce, tak jechać do Arlissa zamykać Krąg? Wampirzyca zmieniła temat: - Jak wpadliście na sposób przedostać się przez rzekę, nie skorzystawszy z wiszącego mostu? - Gdybyśmy wiedzieli, gdzie on jest, skorzystalibyśmy z przyjemnością. - U rzeki obok arlijskiego traktu stoi informator. Na dzisiejszy dzień to jedyna droga do doliny, most naciągnięty jest na dwie sążnie nad wodą, i rzeczne kreatury nie mają do niego dostępu. - Przyjechaliśmy ścieżką z Kuriak. -- Powoli pokonywała mnie okropna pokusa, żeby posypać ją proszkiem, lecz ja rozumiałam, że demaskować łożniaka pośród samych łożniaków po środku miasta – to nie najmądrzejszy pomysł. A jeżeli ja kłamię i Władczyni to zauważy, to zapylam ją o jakąś inną świnię, to nic nie wyjdzie nam na dobre. Prawdopodobnie, Lereena sączyła moje odpowiedzi jeżeli nie jako zdumiewające, to chociażby przekonujące i niegłośnie, trzy razy klepnęła się w dłonie. Z drzwi do wewnętrznych pokojów wyśliznął się służący z tacą, postawił ją przed nami i tak samo bezszelestnie zniknął. Wysoki czajnik, upiększony przez cienkie ryty, dwie filiżanki i dwie górki siekanej czekolady na talarki, jasne i ciemne. Władczyni sama nalała do filiżanek czerwonawy napój, pachnący jaśminem - równo z krawędziami, ani na milimetr mniej. Jedną postawiła przede mną. Płyn nawet nie się poruszył. Z trudem utrzymałam się od pokusy zakołysać filiżanką, żeby przekonać się, że to nie lód. Jak podnieść ją do ust, nawet sobie nie wyobrażałam.

Posted in: Bez kategorii Tagged: winiary przepisy na obiad, prezent słoik z karteczkami, ile żyją yorki,

Najczęściej czytane:

a. ...

- Czy wasza wysokość grywa niekiedy w karty? - Jak najbardziej, milady, choć nie jestem najlepszym graczem. Ale na wojnie długo się nieraz czeka, często więc zarówno zwykli żołnierze, jak i wyższe szarże oddają się tej ... [Read more...]

zdobyła niezbędnej, pięciopunktowej przewagi nad drugą.

Po zdobyciu czterech punktów Drax i Alec byli gotowi święcić triumf, lecz w następnym rozdaniu przeciwnicy ponownie wyprzedzili ich o jeden. Fakt, że turniej trwał tak długo i nieznośne wrażenie, że zwycięstwo jest tuż - tuż, a jednak się wymyka, robiły swoje. ... [Read more...]

iało mu się ...

żartować w takiej chwili! Niepewnie ujęła go za rękę i przyciągnęła ku sobie. Wydawał się tym zaskoczony, lecz przyjął skwapliwie jej inicjatywę. - Kryjesz w sobie mnóstwo niespodzianek. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 g4.swidnica.pl

WordPress Theme by ThemeTaste