- Jak śmiałeś? - zaczęła bez wstępów. - Jak śmiałeś przesłuchiwać moich pracowników w ten sposób?
- Dzień dobry, pani St. Germaine. - Santos nie przestawał się uśmiechać. - Czemu zawdzięczamy przyjemność goszczenia pani? - Przestań się wygłupiać. - Oparła dłonie na biurku i nachyliła się ku niemu. - Zabroniłam ci rozmawiać z ludźmi z hotelu bez mojego pozwolenia. Dlaczego nie zastosowałeś się do moich instrukcji? - Pani mi zabroniła? Ja miałem się stosować do pani instrukcji? - Odsunę się trochę - mruknął Jackson. - Nie chciałbym oberwać. Santos posłał mu mordercze spojrzenie i wrócił do kłótni z Glorią. Jak ona oparł dłonie o blat biurka i również się nachylił, tak że teraz prawie stykali się nosami. - Po pierwsze, pani St. Germaine, nie ma pani prawa dawać mi żadnych instrukcji. Robię to, co uważam za konieczne, bo to ja prowadzę sprawę. Po drugie, rozmawialiśmy z Pete’em poza jego godzinami pracy w hotelu. To tyle. Gloria miała wypieki na twarzy. - To, że nie może pan znaleźć mordercy, nie oznacza, że wolno panu gnębić moich ludzi. Może zamiast prześladować Bogu ducha winnego chłopca, niech się pan ruszy zza biurka i znajdzie tego rzeźnika. W pokoju zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Santos wstał zza biurka, podszedł do Glorii, stanął centymetr przed nią, lecz ona nie cofnęła się ani o krok. - A skąd bierze pani pewność, że ten chłopak nie jest naszym mordercą? Może rzeźnik, jak go pani określa, pracuje w pani hotelu? Wzruszyła ramionami z lekceważeniem. - To śmieszne. Pete to dzieciak. Odpowiedzialny, wzorowy pracownik. - I oczywiście goście bardzo go lubią i mają do niego pełne zaufanie. Szczególnie kobiety, prawda? Gloria pobladła, ale pokręciła głową, jakby chciała zignorować słowa Santosa. - Przesłuchiwaliście go przez cztery godziny. Bez adwokata, bez poinformowania go o prawie do milczenia. Po prostu oskarżyliście go o morderstwo. - Dlaczego mieliśmy mu odczytywać jego prawa? - zdziwił się Santos. - Nie postawiliśmy mu żadnych zarzutów. Przesłuchiwaliśmy go tylko, to wszystko. Prawda, Jackson? - Prawda. - Sama pani widzi. Poza tym nie prosił o prawnika. - Ponieważ daliście mu do zrozumienia, że to tylko pogorszyłoby jego położenie. Prosi o prawnika, znaczy, że potrzebuje pomocy, czuje się winny. Tymczasem obydwoje doskonale wiemy, że to niewinny, bezbronny dzieciak. - Dawaliśmy mu coś do zrozumienia, Jackson? - Nie pamiętam. Może on ma na myśli jakieś inne przesłuchanie, a może jakiś serial telewizyjny. - Tak - zgodził się Santos. - To może być to. Ogląda za dużo telewizji. - Mam dość tych kretyńskich kpin! - Gloria fuknęła niczym rozwścieczona kocica. - Następnym razem pójdę prosto do waszego szefa! - Powoli, księżniczko. Czy pani pracownik czuje się winny? Dlaczego tak nerwowo reaguje? - Nie reaguje nerwowo. Po prostu nie mógł się pozbierać po waszych oskarżeniach. - Przepraszam - wtrącił Jackson stanowczym tonem - nie wysuwaliśmy żadnych oskarżeń. Przesłuchiwaliśmy świadka. Na tym polega nasz praca. - A poza tym skąd bierze pani tę niezłomną pewność, że to nie on? - natarł Santos. - Czy pani wie, kim jest Śnieżynka? Myśli pani, że to potwór, że wystarczy wyjść na ulicę, żeby rozpoznać go w tłumie? Otóż nie. Ten chory człowiek ukrywa się pod maską. Zdaje się miły, może być wzorowym pracownikiem, ot, choćby uroczym, bezbronnym chłopcem. Gloria zbladła jak płótno. - Santos... - Jackson próbował pohamować przyjaciela, ale ten tylko podniósł rękę na znak, żeby milczał. - Ten pani Pete miał okazję, wiele okazji. Mieszka w Dzielnicy. Zadaje się z dziewczynami z ulicy. Przez całą noc jest w ruchu. Parkuje samochody, może wziąć, jaki zechce, wie, że nikt nie będzie z nich korzystał przez wiele godzin. - Co chcesz powiedzieć? Sugerujesz, że Pete... że on... - zwilżyła wysuszone wargi. - Chcę powiedzieć, żeby nie przychodziła tu pani więcej i nie dyktowała mi, co mam robić. Znam swoją pracę. Czy to już wszystko? W takim razie księżniczka wybaczy, ale morderca czeka. - Nie nazywaj mnie tak. - Dlaczego? - zdziwił się. - Woli pani „Wasza Wysokość”? - Idź do diabła! - syknęła i odwróciła się na pięcie. W tej samej chwili jej wzrok padł na leżące na biurku zdjęcia. Wstrząśnięta zrobiła krok do tyłu i chwyciła się za gardło. - Pani St. Germaine? - Jackson przyskoczył do niej i ujął ją pod łokieć. - Proszę usiąść. Gloria natychmiast się opanowała. Znikła złość, znikło przerażenie, wróciła wyniosłość i lodowaty spokój. - Dziękuję, detektywie - rzuciła, uwalniając łokieć. - Wszystko w porządku. A teraz panowie wybaczą... Wyszła wyprostowana, z wysoko podniesioną głową. Mimo jej dumnej postawy Santos nie przypuszczał, by spała spokojnie tej nocy. Będą ją nawiedzać obrazy ze zdjęć. Prawdę mówiąc, jego też prześladowały we śnie twarze zamordowanych dziewcząt. - Pani St. Germaine! - zawołał za nią. - Jeśli chodzi o pani pracownika... Zatrzymała się i spojrzała na niego z niechęcią. - Tak? - Jest czysty. Ma murowane alibi. - Uśmiechnął się kącikiem ust. Czuł, że wygrał tę rundę. - Pomyślałem, że chciałaby to pani usłyszeć. - Ty sukinsynu. - Do usług. ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY CZWARTY Lily obudziła się przy wtórze ptasich świergotów. Sądząc po łagodnym świetle, musiało być jeszcze bardzo wcześnie.