- Do licha! To Milo. Nie mogę mu się pokazać
w takim stroju. Sinclair podniósł się z kanapy. - J a mogę. - Ale ty... my... Choć był zdenerwowany, jej zmieszanie sprawiło mu przyjemność. - Przecież jesteśmy małżeństwem. Gdy otworzył drzwi ubrany w same spodnie, zaskoczenie, które odmalowało się na twarzy kamerdynera, nieco poprawiło mu humor. - O co chodzi? - Eee... przybyli goście lady Althorpe. - Jacy goście? - O, nie! - wykrzyknęła Victoria i popędziła do sypialni. - Sam przekażę wieść markizie - powiedział Sinclair i zamknął słudze drzwi przed nosem. Ruszył do apartamentu żony. Victoria w panice miotała się po garderobie. - Kogo zaprosiłaś na kolację? Aż podskoczyła na dźwięk jego głosu. - Chciałam cię uprzedzić i spokojnie wszystko wyjaśnić, ale dowiedziałam się, że uderzyłeś lorda Williama, i to było takie... romantyczne, że... No, sam wiesz. A teraz już jest za późno! Przerzuciła przez ramię kilka sukien i zaczęła grzebać w szufladzie z pończochami. - Kto jest na dole? - spytał z godnym podziwu opanowaniem. Victoria zamknęła oczy, a po chwili uchyliła jedną powiekę. - Twoja babka i brat. Sinclair zamrugał. - Chyba tracę słuch. Zaprosiłaś na kolację moją rodzinę, nie informując mnie o tym ani nie prosząc o zgodę? - Tak. I uważam, że dobrze zrobiłam. Szkoda, że nie widziałeś dzisiaj twarzy Augusty, kiedy zrozumiała, że ty... - Nie jestem takim nicponiem, za jakiego mnie uważała? Wolę, żeby była mną rozczarowana niż martwa. - Chwycił jeden z butów walających się po podłodze i cisnął go przez pokój. - Do diabła! - Więc nie schodź na dół - odparowała jego żona i pomaszerowała do oranżerii. Jedli właśnie gulasz, gdy drzwi jadalni się otworzyły. Choć Victoria przez cały czas miała nadzieję, że Sinclair jednak przyjdzie, była mimo wszystko zaskoczona, kiedy rzeczywiście stanął w progu. Uznała, że to dobry znak. Postanowiła bowiem uratować męża przed nim samym, zburzyć mur, który wokół siebie zbudował, żeby chronić rodzinę przed nieznanym zabójcą Thomasa Graftona. Rozkoszne popołudniowe sam na sam tylko zwiększyło